Emocje i kurz nie opadły jeszcze po naszej wyprawie przez całe Stany. Przez te 12 dni wydarzyło się tak wiele, że muszę mieć chwilę żeby ochłonąć. Wkrótce postaram się krótko podsumować ten szalony wyścig rowerowy, w którym miałem okazję brać udział.
Jak zapewne wiecie, Race Across America ma swoją metę w Annapolis. To niewielkie miasteczko położone nad Zatoką Chesapeake, będące w praktyce przedmieściami miasta Washington. Powrót do kraju mamy zaplanowany z Nowego Jorku, dlatego dziś musieliśmy przejechać ok. 230 mil do motelu znajdującego się na przedmieściach “wielkiego jabłka”, już w New Jersey. Po drodze na kilka godzin udało nam się zajrzeć do Washington DC.
Muszę przyznać, że była to miła odmiana od stanów, które mogłem oglądać przez ostatnich kilkanaście dni. Pierwszy raz od 12 dni, nie musiałem też się śpieszyć z jedzeniem, spaniem czy załątwianiem potrzeb fizjologicznych. Mimo, że czasu wolnego mieliśmy zaledwie trzy godzinny, wydało mi się to strasznie długo. Tak długo, że zdążyłem się trochę wyluzować i poczuć odrobinę atmosfery miasta.
Pierwsze kroki skierowaliśmy oczywiście w stronę Kapitolu i Białego Domu. Jak w każdym miejscu turystycznym, kłębiły się tu tabuny turystów, starających się zrobić sobie słit focię typu “zabytek i ja”. Szybko zdałem sobie sprawę, że to nie dla mnie i postanowiłem spróbować zrobić szybki “fotowalk” i nastawieniem na fotografię uliczną.
Cały spacer trwał może dwie godziny. To zdecydowanie za mało, żeby wczuć się dobrze w atmosferę miasta. Washington DC bardzo mi się spodobał. Przypadłą mi do gustu się dynamika tego młodego, urzędniczego miasta oraz jego mieszkańcy.
Do miasta trafiłem w porze lunchu…
Biały Dom – najpopularniejszy obiekt w stolicy
Ludzie na ulicach stolicy USA